Zakładam futro i dwa push upy. Krążę po okolicy miarowym tempem.
Nie czuję chłodu, piersi ogrzane chińską gąbeczką.
Nie boję się.
Nie boję się i nie chcę się bać nigdy więcej. Chcę kroczyć pewnie i zdecydowanie. Sięgać po to co w zasięgu mojej ręki i godzić się z tym, na co nie mam wpływu.
Zakładam futro i rękawiczki. Myślę o Papieżu i o nie lękajcie się.
Bo tam gdzie jest strach, tam nie ma miejsca na miłość.
środa, 27 stycznia 2010
czwartek, 21 stycznia 2010
Wszystko.
Daj, daj, daj - wołam - biednemu Rumunowi 2 złote na bułkę.
Nie daj, a Rumun kopnie i opluje.
Zachłanność, pazerność, zwierzęcy apetyt. Apolonia lubi dobre jedzonko, ale nie tylko.
Chce wszystko. Mniam mniam. Sram sram.
Nie daj, a Rumun kopnie i opluje.
Zachłanność, pazerność, zwierzęcy apetyt. Apolonia lubi dobre jedzonko, ale nie tylko.
Chce wszystko. Mniam mniam. Sram sram.
środa, 20 stycznia 2010
Trans.
Podróż przed siebie w monotonnym krajobrazie. Trans.
Jestem Apolonią, która makijaż nosi nocą, śpiąc z rodziną (z polskimi znakami).
Jestem Apolonią, która buntuje się przeciw szczęściu.
Jadę, i nie myślę o niczym, tylko o śliskiej nawierzchni ulic.
Jestem Apolonią, która makijaż nosi nocą, śpiąc z rodziną (z polskimi znakami).
Jestem Apolonią, która buntuje się przeciw szczęściu.
Jadę, i nie myślę o niczym, tylko o śliskiej nawierzchni ulic.
niedziela, 17 stycznia 2010
Ostrygi.
Czasem mam ochotę powbijać sobie igły w oko. Wydłubać je i siorbnąć jak ostrygi.
Póki co tańczę do rana w klubie sportowym jako Boska Apolonia. Wszyscy patrzą, on całuje mnie.
Jest młodym bogiem. Całuje po rękach, w usta. Całuje, a oni patrzą.
Póki co tańczę do rana w klubie sportowym jako Boska Apolonia. Wszyscy patrzą, on całuje mnie.
Jest młodym bogiem. Całuje po rękach, w usta. Całuje, a oni patrzą.
piątek, 15 stycznia 2010
Śniegi.
Boska Apolonia tarza się w śniegu, naciera. Skóra robi się czerwona, a on topi.
Pocałuj mnie - mówię do niego, ale stopił się całkiem.
O Boska! Czy to już wiosna?
Pies ugrzązł w zaspie i śmieje się ze mnie.
Mąż wygląda przez okno i krzyczy - Wracaj wariatka, obiad.
Pocałuj mnie - mówię do niego, ale stopił się całkiem.
O Boska! Czy to już wiosna?
Pies ugrzązł w zaspie i śmieje się ze mnie.
Mąż wygląda przez okno i krzyczy - Wracaj wariatka, obiad.
czwartek, 14 stycznia 2010
Na pograniczu.
Źyję na pograniczu nocy i dnia, jawy i snu. Na pograniczu Apolonii.
Chodzę i macham torbą, wypatruję czegoś. Przystaję udając, że na kogoś czekam.
Rzeczywistość okazała się przerażająca nie na poziomie tramwajów i trąbiących samochodów.
Przerażają domy, zamknięte cztery ściany, ciche zbrodnie.
Chodzę i macham torbą, wypatruję czegoś. Przystaję udając, że na kogoś czekam.
Rzeczywistość okazała się przerażająca nie na poziomie tramwajów i trąbiących samochodów.
Przerażają domy, zamknięte cztery ściany, ciche zbrodnie.
środa, 13 stycznia 2010
Boska Apolonia.
Boska Apolonia to ja. Krążę ulicami Warszawy, czasem przystanę i przyglądnę się ludziom. Śnieg pada. Mokre buty.
Nie jestem boska. Jestem całkiem zwyczajna, ale czasem świruję na mieście.
Puszczę oko do dziadunia, albo młodzieży licealnej. Potem kupię marchew czy mięsko i wracam, by ugotować mężowi obiad.
On zjada, dziękuje lub nie, a ja maluję paznokcie, by jutro piękna powitać nowy dzień.
Nie jestem boska. Jestem całkiem zwyczajna, ale czasem świruję na mieście.
Puszczę oko do dziadunia, albo młodzieży licealnej. Potem kupię marchew czy mięsko i wracam, by ugotować mężowi obiad.
On zjada, dziękuje lub nie, a ja maluję paznokcie, by jutro piękna powitać nowy dzień.
Subskrybuj:
Posty (Atom)